niedziela, 26 października 2008

Wystawa w MNW

Nowo otwarta wystawa w Muzeum Narodowym Orientalizm w sztuce jest byle jaka. Podzielona tematycznie wg. gatunków: pejzaż, portret, sceny batalistyczne, harem, etc nie wnosi nic nowego. Jest dowodem na to z polska myśl muzealnicza, z braku pieniędzy, być może, na pewno z braku wyobraźni, przez ostatnie lata nie przeewoluowała w żadnym kierunku. Wiele wystaw broni się artefaktami, ta nie. Większość to prowincjonalni malarze landszaftów, wśród których Brandt, Kossak i Gottlieb to prawdziwe perły. Zbiera z polskich muzeów przykłady zainteresowania Wschodem ale na poziomie masowej wyobraźni i rodzącej się popkultury, takich artystów dla ubogich produkujących masowo mity i banały o Bliskim Wschodzie. Niestety nawet tego nie formuje w myśl. Otrzymujemy zbiór tematycznie pogrupowanych podrzędnych treści. Może kuratorom przydałby się antropolog kultury, który zręcznie odcedziłby wyobrażenia o Wschodzie Zachodu i skonfrontował to z myślą Wschodu samą w sobie. Bylejakość wystawy boli, bo temat jest wyjątkowo wdzięczny, nie tylko ze wzrostem zainteresowania Arabią po 11.09. Na Zachodzie moda zaczęła się wraz z odsieczą wiedeńską, najpierw pawilony ogrodowe w stylu tureckim, potem szał Byronomanii. U nas chociaż raz wcześniej: trudno nie zauważyć związków kultury sarmackiej z kulturą turecką, potem stepy akermańskie i bakczysaraj nocą. Ale nawet na gabloty z sonetami Mickiewicza widać nie znaleziono sponsora czy jak.

Brak komentarzy: