środa, 31 sierpnia 2011

A lots of A. Loos

Trudno nie przyznać racji T. w kwestii, że wszystko co nowe w sztuce, architekturze, modzie ba! obyczajowości miało miejsce przed drugą wojną światową, a my jesteśmy tylko późnymi epigonami myśli. Mówi się, że wojna generuje postęp i rozwój technologii. Raczej wyłącznie technologii.

Adolf Loos. Szkoda, że jego artykuły nie są lekturą obowiązkową na studiach z zakresu designu. Oszczędzilibyśmy sobie czasu, choć autorytet niejednego wykładowcy mógłby być zagrożony przez kwestionowanie innowacyjności jego myśli (wykładowcy nie Loosa).

ANGIELSKA ELEGANCJA

Anglofil, zapatrzony na Arts & Crafts, ale zgrabnie zaktualizował myśl brytyjską (pozbawił ją naiwnych, socjalistycznych akcentów) i stworzył własną koncepcję – koncepcję stylu XX wieku. Bardzo aktualną w XXI.

Utożsamiał kulturą anglosaską z nowoczesnością, którą starał się przeszczepić na grunt zacofanej jego zdaniem Austrii. Z artykułu w "Mens Fashion" z 1898: /wolny cyt. za Andrzej Szczerski, "Wzorce tożsamości"/ Kluczowym pojęciem była dla niego angielska elegancja. Pojęcie "elegancji" pojmował jako swoiste „decorum“ i utożsamiał je ze stadium rozwoju nowoczesnego społeczeństwa, którego Austria jeszcze nie osiągnęła. Bezpośredni atak na ornament znalazł się w jego artykule poświęconym modzie kobiecej pt. "Ornament i Zbrodnia" z 1907 roku, w którym wszelki nadmiar dekoracji został obłożony anatemą jako nieprzystający do współczesności i amoralny (sic! :). Szlachetną prostotę stroju odnajdywał Loos tylko wśród najwyższej i oświeconej arystokracji, albo wśród kobiet ulegających angielskiemu stylowi miłości platonicznej, gdzie kobieta jest przyjacielem mężczyzny. Krytykował powszechnie panujący wzorzec pobudzającej zmysłowość kokoty, pełen efektów ornamentalnych i kolorystycznych. Współczesna Loosowi austriacka kobieta zajmuje więc nadal pozycję przyznaną jej w poprzedniej epoce historycznej. Długa suknia jest znakiem niepodejmowania żadnej pracy, a zatem ekonomicznej zależności i podporządkowania mężczyźnie. Loos nie wątpił ,że przyszłość należy do tych kobiet, które pracują w przemyśle, noszą proste ubranie i spodnie, a ich niezależność ekonomiczna pozwoli im wkrótce dorównać mężczyznom.

W rozważaniach poświęconych modzie, znajdujemy większość myśli, które Loos stosował także do teorii i praktyki architektonicznej. Można je odnaleźć kilka dekad wcześniej w ideałach angielskiego dandyzmu z początku XIX wieku, których personifikacją był Beau Brummel. Około 1800 wprowadził on nowy wzór męskiego stroju, który obowiązywał w społecznościach miejskich aż do czasów nam współczesnych: dobrze skrojone , bezpretensjonalne ciemne ubranie i biała bielizna, całość pozbawiona ekstrawagancji i oszczędna w wyrazie.

Żeby oddać człowiekowi sprawiedliwość i Loosa nie ubrązawiać: żonę krytykował za tuszę, dzięki której wygląda jak "austriacka robotnica". Co za oblega! Nie zazdroszczę.

NOWOCZESNY EKLEKTYZM


Loos jest autorem słynnej anegdoty przypowieści o człowieku, który zleca architektowi zaprojektowanie domu w duchu secesji jako Gesamstkunstwerk. Mimo początkowej radości, projekt okazuje się przekleństwem. Właściciel pod dyktatem projektu, pozbawiony jest możliwości swobodnej wymiany przedmiotów, nie wolno mu nawet nosić nieodpowiednich pantofli czy przyjmować podarunków od członków rodziny.

Dlatego Loos tworzył eklektyczne wnętrza. Urządzał wnętrza wykorzystując nie tylko drogie sprzęty i materiały. Mimo postulatów nowoczesności, sięgał chętnie po odnajdywane w antykwariatach dywany i stare meble np. biedermeierowskie, które charakteryzuje prosta, szlachetna forma. Powstawały w ten sposób kompozycje niezwykle harmonijne, pozbawione nadmiernej dekoracji.


Na zdjęciach Villa Mueller pod Pragą, odtworzona, do zwiedzania. Bardzo to przypomina wnętrza prezentowane na różnej maści zagranicznych blogach. Antyki zestawiane z ultranowoczesnymi detalami, industrialnymi lampami. A Biedermeier u nas jeszcze chyba niezbyt modny, ciągle ma negatywne konotacje. Wskaźnikiem gustu jest ciągle "art deco", czego wskaźnikiem są opisy fake antyków na Allegro. Może styl mieszczański, przy całych naszych, polskich dworskich zapędach nie ma szans i kropka.

BTW. Fotele na zdjęciach projektu Loosa. Nie wyglądają na wygodne, ale za to jakie piękne.

PRAWDA MATERIAŁU

Wiele uwagi poświęcał Loos materiałom, z których każdy potencjalnie może być wartościowym tworzywem artystycznym. Aby docenić możliwości materiału w pełni, należy zaprzestać powszechnego w Austrii imitowania szlachetnych gatunków przez te tańsze. Jedynym krajem, w którym zaprzestano imitajcji, była zdaniem Looda Anglia. Tam gdzie trudno szukać parweniuszy, nikt nie stara się naśladować książąt. Nawet angielska arystokracja, wiedziona przykładem klasy średniej, lubuje się w prostocie i bezpretencjonalności. Praktyczni Anglicy nie wstydzą się tanich materiałów, na przykład papierowych tapet, jeżeli tylko spełniają swoją funkcję, a tani materiał nie jest postrzegany jako symbol ubóstwa. Anglik po prostu stosuje materiał zgodnie z jego wartościami. Angielski sweter wełniany nie będzie udawał aksamitu, jakby to było w Wiedniu.
/cyt. za ibidem/





Imitacje materiału nazywał Loos „filistyńskim oszustwem“. A wy co na konglomeraty "marmurowe", panele "drewniane" i ścianki gips-kartonowe?


I alternatywa Chrisa Ruckera.

Loos materializował swoje ideały i jako architekt i jako architekt wnętrz. W latach 1897 – 1914 zaprojektował znaczną ilość wnętrz mieszkalnych, sklepów i kawiarni w Wiedniu, w których zaproponował oryginalne sposoby wykorzystania ograniczonej zwykle przestrzeni i wielką wrażliwość na wartości dekoracyjne i techniczne materiałów. We własnym mieszkaniu stworzył intymne, domowe wnętrze, gdzie najważniejszymi elementami był ceglany kominek i drewniane belki powały, zaczerpnięte z tradycji amerykańskiej i brytyjskiej.


W wykonywanych na zamówienie meblach domagał się prostoty i doskonałości rzemieślniczej, a nie odwołań do stylów historycznych. Jako jeden z pierwszych odkrył wartość naturalnego, miękkiego drewna. Najbardziej wyrafinowane wnętrza Loosa byly `budowane mosiądzu, marmuru, linoleum (sic!), szkła oraz luster optycznie powiększających przestrzeń.



Kilka innych myśli, nie zawsze trafnych:

(...)
”The culture of a people is revealed by the nature of its washing amenities and toilets.”

(...)
‘A cultivated man does not look out of the window; his window is a ground glass; it is there only to let the light in, not to let the gaze pass through.’ :P

(...)
My architecture is not conceived by drawings, but by spaces. I do not draw plans, facades or sections... For me, the ground floor, first floor do not exist... There are only interconnected continual spaces, rooms, halls, terraces... Each space needs a different height... These spaces are connected so that ascent and descent are not only unnoticeable, but at the same time functional.




wtorek, 30 sierpnia 2011

Węgierscy Witkiewicze







Odon Lechner - rówieśnik naszego Witkiewicza. Podobnie jak Stanisław zarywał noce w poszukiwaniu stylu narodowego. Stworzył go w oparciu o motywy ze sztuki ludowej Szeklerów. To jeszcze było przed Grand Trianon a Siedmiogród był jeszcze węgierski. Do motywów z Siedmiogrodu dodawał ornamenty z Persji, jako konstytuujące azjatyckie pochodzenie Węgrów.




Karoly Kos - 20 lat młodszy. Mimo różnicy pokoleń, i negowania dorobku Lechnera, przez historię zrewidowany jak secesjonista. Słoniarnia i pawilon przy wejściu w Zoo w Budapeszcie zgrabnie wykorzystują stylistykę Bliskiego Wschodu. Pozostałe pawilony w Zoo są rodem z Transylwanii. Tak jak jego uroczy dom tzw. Crow Castle z Sztany koło Kolozsvaru (obecnie Cluj Napoca)



Zdjęcie za: http://www.sziabudapest.com/text/zrumeczky_en.php



poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Tam, gdzie nic nie ma

"Po co tam jedziesz? Przecież tam nic nie ma" Wyjazd na Pusztę nie budził entuzjazmu wśród moich znajomych. Trasa, jaką przed wojną przemierzył P.L. Fermor na Maliku, kasztanku w białej skarpecie, zawładnęła moją wyobraźnią.





No, nie ma. Nie tylko zabytków, kąpielisk termalnych, ani gór, które wszystko zasłaniają. Pozostał na Puszcie skansen i safari zoo zwierząt, które kiedyś żyły wolno. I bezkresne połacie ziemi, stepu i pól kukurydzianych, na których próżno szukać węgierskiej duszy. Może została w górach Siedmiogrodu? Tam jej przynajmniej szukali Karoly Kos, Odon Lechner, tacy węgierscy Witkiewicz, Stanisław i Wyspiański.

Lubie jeździć tam, gdzie nic nie ma :-)



Czyż nie mają w sobie czegoś z mitycznego Turula?





sobota, 13 sierpnia 2011

Polly Morgan

Taxidermy means arrangement of skin. Czyli obróbka trupka.








Katarzyna Kozyra, Piramida Zwierząt

piątek, 12 sierpnia 2011

McQueen


W Metropolitan Museum w NY trwa wystawa Alexandra McQueena. Nic odkrywczego. Pisał już o tym nawet Pudelek. Tytuł: "Savage Beauty". Nie taki znowu "savage" (not civilized; barbaric). Very civilizable.

To nie jest próba zdemaskowania źródeł inspiracji projektanta. Raczej luźna interpretacja. Gra w skojarzenia.

Wszystkie zdjęcia projektów McQueena z portalu blog.metmuseum.org/alexandermcqueen


Left: Artemida z Efezu. Oryginał z chryzelefantyny nie zachował się do naszych czasów, ale rycin i kopii rzymskich mnóstwo. Np. fontanna w Villi d'Este.

Bogini nie jest tu bynajmniej ustrojona w rzędy piersi, ale o tym innym razem. (Z tą Artemidą wiąże się zabawna historia, opowiedziana na wykładach przez prof. Annę Sadurską. Ale to jest temat na osobny wpis.)


Trochę tu Józefiny a trochę pułkownika dragonów. A on the right portret Napoleona malowany przez Ingresa.





Menażeria wyobrażona


Left: "Widok na Oyser Bay". Pracownia domu Tiffany, ok 1908. Obecnie również w Metropolitan Museum of Art, więc można zobaczyć podczas jednej wizyty.


Le pouf, naturellement.


Right: Chalcedonit. Taki kamień, co wygląda jak ciasto w dzieży albo pióra starego przykurzonego łabędzia.


A propos Left: Sroka Polly Morgan, adeptki taksydermii.




czwartek, 11 sierpnia 2011

Yoji Yamamoto

Nie tak dawno zakończyła się wystawa Yohji Yamamoto w V&A, a już w NY pokazywany jest dorobek McQueena.

"Black is modest and arrogant at the same time. Black is lazy and easy - but mysterious. But above all black says this: "I don't bother you - don't bother me." Yohji Yamamoto.



Wygląda trochę jak Żyd z Nalewek. A kuratorka wymawia jego imię prawie jak "Jerzy". Yōji, Jożi, Jerzi. Jerzy Schneiderman.




środa, 10 sierpnia 2011

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Środy rozmowa o lekturach

Utożsamiam się z każdą wypowiedzią prof. Magdaleny Środy.

"Iliada" jest fascynująca, bo daje podstawę do zrozumienia patriarchalnego społeczeństwa i współczesnej polityki. Przyłożyłam się do niej, gdy pisałam pracę doktorską o godności. Szukałam genezy tego pojęcia. Zaczęłam od Greków, gdzie znalazłam kategorię czci i zobaczyłam, jak mocno uwikłana jest w kulturę. Po przeczytaniu Homera zadałam sobie pytanie, dlaczego i Arystoteles, i Platon mówili o nim, że "największym wychowawcą Hellady" był? Czemu ten przedziwny epos pełen histerycznych zachowań histerycznych facetów stoi u podstaw kultury europejskiej? Skąd się bierze jego ładunek moralny? (...) "Iliada" pozwala zrozumieć, o co w nich chodzi. O to, żeby zdobyć sławę. Nie liczy się ojczyzna, dobro wspólne, sprawiedliwość. Jak mówi sam Homer, bohaterem "Iliady" jest gniew. Uczucie! Fabułę tego eposu tworzy historia uczuć, kompleksów, rywalizacja, potrzeba sławy Toż to jest istota współczesnej polityki! Cała kultura była na tym zbudowana.

(...)

Platon jest geniuszem. Problemy, które stawia w "Gorgiaszu", pozostały w większości aktualne. To jego najlepszy dialog. To znaczy - najbardziej użyteczny. Sokrates rozmawia z retorami Gorgiaszem, Polosem i Kaliklesem. (...) I nie przypadkiem w takiej kolejności. Jeden jest idealistą, drugi pragmatykiem, trzeci cynikiem. Jerzy Szacki twierdził, że każda ideologia daje się rozłożyć na takie trzy etapy. Na przykład komunizm.

(...)

Elzenberg nie wpisywał się w mapę filozofii polskiej, kompletnie nie przystawał ani do stalinizmu, ani do szkoły lwowsko-warszawskiej, ani do fenomenologii. Ani do katolicyzmu, tomizmu czy personalizmu. Skrajny indywidualista, buntownik. Jego "porządek czasu w aforyzmach" ma charakter duchowy, a nie historyczny. Zbudował wewnętrzną twierdzę. Są tam lektury, fascynujące przemyślenia Jest tam takie określenie "niewolnik spraw żadnych". Zawsze ilekroć myślę sobie o większości swoich pozaakademickich aktywności, nazywam się "niewolnikiem spraw żadnych". Póki nie wyjadę na wieś, do spraw najważniejszych, żeby czytać. Społeczeństwo czyni z nas niewolników. A przecież liczy się tylko człowiek i wartości - absolutne, transcendentne. Mamy je realizować. Za wszelką cenę.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,115412,9806242,Histeryczni_faceci_Homera.html?as=2&startsz=x#ixzz1TtyJWugP

niedziela, 7 sierpnia 2011

sobota, 6 sierpnia 2011

By the order of the Queen

W historiografii wcale nie jest nudno. Są sezonowe mody i wartkie zwroty akcji. Oczywiście, trwa sezon na odbrązawianie i przyróżawianie postaci historycznych, znoszenie ich z piedestału i dodawanie im cech ludzkich. Najlepiej cech ludzi nam współczesnych. Trwa moda na Marię Antoninę, Sophia Coppola tylko dolała oliwy do ognia. W nowej historiografii Ludwik XVI przestaje by nieudacznikiem politycznym, który doprowadził do rewolucji. To ofiara swoich czasów. Nawet próbował coś zmienić, jakieś reformy wprowadzić, ale był człowiekiem małego formatu (przy dużej tuszy). Jest sympatyczny, dowcipny, trochę za dużo je. Nie jest apodyktyczny. W relacjach męsko-damskich nie korzysta z przywilejów władzy królewskiej. Związek z Marią Antoniną - właściwie partnerski.

Maria Antonina, jak większość trendsetterów, nie wymyślała sama ani fasonów ani materiałów, ale podpatrywała, wybierała i wprowadzała na salony (a stamtąd już wiadomo). Moda jest nośnikiem nowych idei. M.A. była dzieckiem swoich czasów. Lubię myśleć, że nowoczesność wykuwała się nie tylko w gabinecie Rousseau, eksperymentach Newtona czy listach Woltera, ale także w jej buduarze. I w Petit Trianon, gdzie czas spędzała na swoich zasadach, nie ograniczona dworską etykietą, gdzie na lata przed rewolucją dostęp miały jej przyjaciółki (czasem trochę niżej urodzone albo bardzo zubożałe jak księżna Polignac), a nie damy dworu predystynowane do pełnienia roli powierniczek z urodzenia, a także kobiety niższej klasy, mieszczańskie marchande de modes, których obecność uzasadniał talent, nie pochodzenie (Madame Bertin). Nie wydaje się być przypadkiem, że to na jej dworze, po raz pierwszy portrety królewskie maluje kobieta - Elisabeth Vigee Lebrun, zresztą chyba pierwsza kobieta w Akademii Paryskiej. Bardzo współcześnie brzmią też pamflety oskarżające ją o to, że jest wredną lesbą. Awans kobiet nie jest tu zbiegiem okoliczności. Po raz pierwszy w historii kobiety na swoje stroje zaczynają wydawać więcej pieniędzy niż mężczyźni. W tym rodzącym się francuskim przemyśle modowym, w którego centrum stoi M.A., jedynym mężczyzną pozostaje fryzjer Leonard, odpowiedzialny za jej skomplikowane fryzury. Obecność mężczyzny na tym stanowisku nie dziwi i obecnie. Odpowiedzialna kobieta powierza swoje włosy wyłącznie mężczyźnie.


Audytorium i grupą docelową, której komunikowała M. A. komunikuje swój strój i sposób bycia, który on wyraża, jest nie tyle dwór, co społeczeństwo. Paryskie przede wszystkim. To czas awansu mieszczaństwa, początek konsumpcjonizmu i moda królowej jest naśladowana przez całe modne społeczeństwo paryskie, cały rodzący się francuski haute couture.

M.A. zaczęła świadomie traktować modę nie jako przyjemną zabawę ale jako swój nowy zawód. Pouf a la Belle Poule, z okrętem wojennym we włosach w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, porzucenie gorsetu, Petit Trianon, naturalność, deshabille, pastele to rzecz jasna odpowiedź przede wszystkim na Rousseau. Bryczesy, męski (i niemiecki!) redingote. Po egzekucji Ludwika, wiadomo - czerń, i finał - biała zwiewna chemise w drodze na szafot.

Lubię Petit Trianon, bo tu wszystko, prawie, było "by order of the Queen". Z tą kutą balustradą włącznie.

czwartek, 4 sierpnia 2011




Wersja Annie Leibovitz

środa, 3 sierpnia 2011

Co Maria Antonina nosiła aka co wniosła

... do rewolucji (modowej).

Toiles de jouy. Wzór chinoiserie potem zeuropeizowany i przeniesiony na tkaniny. Nie tylko na obicia mebli i kotary, porcelanę ale i na ubrania. Często w kolorze puce.


Kwiatowe wzory, wykraczające poza burbońskie fleur de lis. Róże oczywiście, symbol Habsurgów. Ale nie tylko, wszystkie te delikatne, mało spektakularne kwiatki, takie jak konwalie, przebiśniegi, często "japońskie" piwonie i kwiaty jaśminu.



Suknie z muślinu i gazy, podpatrzone u arystokratek z Ameryki (Francja wspierała wówczas kolonie walczące z Anglikami), które w tropikalnym klimacie w jedwabiach francuskich wytrzymać nie mogły. Lansując nową modę na dezabil doprowadziła na skraj bankructwa przemysł jedwabny we Francji, co jej rewolucjoniści w stosownym czasie przypomnieli.


Wstążki, kokardy i sztuczne kwiaty w miejsce drogiej biżuterii. Po aferze naszyjnikowej wręcz nie wypadało.



ps. Korzystam ze zdjęć z filmu Sophie Coppoli, bo fabuła bardzo wiernie odtwarza sceny z życia królowej. Podejrzewam więc że scenografii i kostiumografii poświęcono stosowanie dużo uwagi.