poniedziałek, 16 czerwca 2008

Góra

Żmigród – dwuczłonowa kulminacja o powierzchni 2,2 ha w Sandomierzu, u stóp wzgórza miejskiego. Wyższa północna część wzgórza 177 m , południowa o 10 m. niższa, Obiekty o podobnej nazwie występują w Opatowie, Lublinie, w dolinie Wisłoki i wreszcie na pograniczu Ślaska i Wielkopolski, Usytuowane są zwykle na dawnych szlakach komunikacyjnych, mimo nazwy „gród” nie ma przesłanek mówiących za tym, że istniały w tym miejscu grody czy obiekty obronne. Wszystkie te obiekty natomiast były miejscami kultu i nie było na nim osadnictwa.

Najwięcej interpretacji Żmigrodu wiąże się ze światem dawnych wierzeń. To właśnie tu są najbardziej wydajne źródła i cieki wodne na krawędzi Wyżyny Sandomierskiej i doliny Wisły. Do stóp góry spływają wody z miejskiego wzgórza. (…) Żmigród wyznacza zatem granicę pomiędzy wyżyną a kotlina, środowiskiem lądowym i wodnym, ośrodkiem osadniczym i peryferią. Żmij w wierzeniach słowiańskich jest opiekunem ogniska domowego, włada piorunami i walczy z potworami wodnymi. W mitologii Słowian południowych owa istota ornito-morficzna pojawia się w postaci ognistej smugi lub ptaka o solarnym charakterze, np. orła lub koguta. Przeciwieństwem żmija jest smok, istota akwatyczna, strzegąca dostępu do żywej wody i w niej zamieszkujący. Siła, która go niszczy jest ogień lub żar słoneczny. Żmij atakuje smoki pochłaniające i zatrzymujące wodę. Żmigród można zatem traktować jako miejsce ogrodzone – gród – obszar sakralny, który nie każdy mógł przekroczyć bez łamania zakazów i nakazów. Było to miejsce w jakiś sposób związane z istotą o nazwie żmij. Godna uwagi jest również hipoteza, że o kościele Św. Michała Archanioła, zniszczonym w czasie najazdu tatarskiego. Wszak w ikonografii Michał Archanioł walczy ze smokiem.

Zatem dorastałam na Górze Żmijowej. Opadający śnieg i wiosenna orka odkrywały dziesiątki centymetrowych fragmentów ceramiki. Dzięki temu biegałam za dziadkiem, jak członek stada gawronów walczących o robaki. Czasem trafiały się wielkości kilku centymetrów pokryte mieniącą się ceramiczną polewą. Wychowałam się w samotności, z daleka od rówieśników. Jedynym towarzyszem była K. zanim od 6 klasy podstawówki, nie zaczęła mnie zdradza ze starszymi chłopakami z miasta. Dorastałyśmy, chyba obie, w przekonaniu duchów mieszkających na żmigrodzie. Za plecami czułyśmy czyjąś obecność, ale nie zamierzałyśmy się z tym zdradzać. Była to cicha zmowa milczenia. Najbezpieczniej czułam się na małym wzgórzu z ogrodem czerwonych porzeczek, łagodnie wybrzuszonym, gdzie rosły fiołki i grzały się jaszczurki, a latem przechadzały się stwory, niczym faunowie u Malczewskiego. Były? Wciąż wiąże mnie obietnica milczenia, nie mogę napisać jak było naprawdę ;-)

Przez szczeliny do stodoły dziadka wpadały ukośne smugi światła. Wirował w nich złocisty kurz. Czasem układał się w zarysy postaci. Grabie i widły były gładkie, chłodne i śliskie od ciągłych dotyków. Ile ich mogło być? Setki? Tysiące? Gładkie jak kobiece ciała, od tysięcy potencjalnych dotyków.

Pieprzówki są najstarszymi górami w Polsce. Powstały 500 mln lat temu, jako najstarszy fragment Gór Świętokrzyskich lat temu, dokładnie wtedy, kiedy góry Harzu. I jedne i drugie były miejscem gdzie spotykały się czarownice. Żmigród jest ich skrajną częścią. Jeżeli pójdziemy tym tropem, można nawet założyć, że wychowałam się w najstarszym miejscu na ziemi.

W Dwikozach, skąd pochodzi Wiesław Myśliwski ( nurt plebejski w literaturze, tak znamy) 6 km od Sandomierza znaleziono kręgosłup włochatego nosorożca i żuchwę renifera sprzed 10 tys. lat. Dodawszy do tego dinozaury z pobliskiego Bałtowa i apotropaiczne smoki na fasadzie kościoła Św. Jakuba, można by zbudować fabułę niczym z Wiedźmina.

...

Na terenie Góry moja droga K. znalazła niedawno wszystkie 4 magiczne rośliny Słowiańszczyzny. To 4 główne trucizny dla niepokornych kochanków i królewskich samozwańców a i główne składniki maści czarownic. Dziki bieluń, lulek czarny i wilcza jagoda, zwana belladoną bo, włoskie damy epoki renesansu, zakraplały sobie nią oczy i dzięki zawartości atropiny osiągały efekt rozszerzonych źrenic. Czwartą rośliną jest mandragora, mityczna roślina w kształcie karzełka, humunculusa który krzyczy przy wyrywaniu…. Przy pracach przy pensjonacie, cóż, mam wykopała ją wraz z korzeniami po krzaku mahonii…. Jest jeszcze wrotycz, który pokrywa całe drogi prowadzące na Gerlachów i Kamień. Pięknie pachnie, na szczęście zabija głównie pchły, wszy i pluskwy, nic większego.

...

Mitologia Sandomierza nie poddaje się współczesności bez walki. Kurhany w lasach kleczanowskich J. odkrył w 2004 roku!. A wiele domniemanych i rzeczywistych kurhanów w Sandomierskiem, nie było jeszcze przedmiotem weryfikacji archeologicznych. Kilka lat temu stara kobieta ze wsi przysięgała zawstydzona mamie, że spotkała Południcę. Wrażenia nawiedzenia nie pozbyłam się do czasów studiów, dopóki m. nie rozorała doszczętnie istniejące zgliszcza i nie zasadziła trawnik angielski. Najsłynniejszym parkiem w Sandomierzu są Piszczele, To kilka zapuszczonych wąwozów łączących stare i nowe miasto. Obecnie zdaje się wysprzątanym. W latach osiemdziesiątych na ścieżkach obok zarośniętych niczym schulzowski Pan pijaków, można było zobaczyć zakrwawione damskie akcesoria, Pobudzały wyobraźnie jak ślady popełnionej zbrodni. Podczas budowy domu rodzice wykopali ludzki szkielet, zakopali go nocą, by nie zwalić sobie na kark policji archeologicznej.

sobota, 14 czerwca 2008

ze Stasiuka, Fado

O hotelu w starym więzieniu w Lublanie:
Nie mogłem spać i czułem, ze oto popkultura z bezmyślną przyjemnością przyswaja rzecz tak ohydna i obsceniczna jak więzienie. Brud smród, upodlenie, samotności przekleństwo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniły się w „space of freedom with the inspiration”: za 30 Euro w celi dwuosobowej i 15 w trójosobowej

O przebarwiającym sie jesienią polskim krajobrazie:
i tak sobie myslę ze ten mój kraj – smętny byle jaki, piękny i beznadziejny, rozpaczliwy i do bólu banalny, wzniosły i komediowy, szary jak mysz, i bury jak deszcz, i smętnie zwyczajny , raz do roku, właśnie o tej porze i taką jesienią, dostępuje czegoś w rodzaju łaski oraz obmycia ze wszystkich win. Amen, drodzy panstwo, amen.
Mężczyzna zachwycający sie w ten sposób krajobrazem ma w sobie cos niestosownego.

O papierzu:
I świętośc i pomniki zniweczą pamięć o nim. Zniknie jego człowieczeństwo, jego cierpienie, jego prostota, jego biale skarpetki i ciemnoczerwone pantofle i jego słowiaństwa twarz, z biegiem lat coraz bardziej upodobniająca się do twarzy ludzi ustawiających jego fotografie na parapetach wiejskich chałup. To wszystko zniknie zakute w brąz, przepadnie w woni kadzideł. Nikt nie powinien robić z niego świętego. Powinno m się dać swiąty spokój. Powinien żyć w ludowej legendzie jako nielegalny święty , jak święty nieortodoksyjny, do którego można się modlić o rzeczy dla urzędowych swiętch ni o przyjęcia, A może nawet trudne do zaakceptowania dla samogo Pana Boga. Amen

Amen

i o przyszlosci:
Futurologia zawsze budziła we mnie lekką odrazę, ponieważ wydawała mi się owocem tchórzostwa i dezercji, porzuceniem własnej kondycji. Nigy nie myślałem o przyszłości jako o jakimś rozwiązaniu. Przyszłośc jest zawsze ucieczką głupców. Zawsze lepiej jest obcować z bytami skończonymi niż z potencjalnymi. Po prostu przeszłość traktuje nas poważnie, czego nie można powiedzieć o przyszłości.(…)Pamięc jest niepodległa, rządzą nią jej wewnętrzne prawa sklerozy i chwilowych olśnień. Ilekroć próbujemy ją zdradzić, wychodzimy na żałosnych dupków, na godnych pogardy parweniuszy.

niedziela, 8 czerwca 2008

Sandomierz cz.1

Każdy ma jakąś traumę z dzieciństwa, niektórzy nazywają ją melancholią. To Dubravka Ugresić. Sandomierz w mojej głowie jest rzeczywistością schulzowską. Nie tylko przez pokrywające go łopiany, wrotycze i liszaje pamięci. Jest rzeczywistością zmitologizowaną. Podstawową cechą jej jest to, że nie istnieje. Nie da się do niej wrócić. Dlatego powroty do Sandomierza są traumą. Bo to jak chodzenie po trupie. Tym bardziej wulgarnym, że udaje, że wciąż żyje.

Sandomierz jest miastem nekrofilskim. Miasto w swoich opowieściach delektuje się krwią. Większość historii i legend odwołuje się do rzezi dominikanów podczas najazdu tatarskiego. Najsłynniejszym parkiem miejskim są Piszczele, wąwozy łączące nowe i Stare Miasto. Przez wieki deszcze wymywały lessową glinę, odsłaniając ludzkie kości, Stąd nazwa. Jeden z licznych kościołów, służą od wieków do czczenia kolejnych chwalebnych śmierci, kryje zabalsamowane zwłoki Morsztynówny, co to ni Polaka ni Niemca nie chciała, aż z tej niepokalanej świętości, po śmierci, jej ciało zaczęło roztaczać woń fiołków i bratków. W Sandomierzu odkryto na cmentarzu zwłoki ze śladami sekcji z początku XIX w.. Sekcje były wówczas zakazane przez Kościół, zaczęto je wykonywać dopiero w latach osiemdziesiątych XIX wieku na uniwersytetach, ale nie w takich małych, jak sandomierski szpitalach. Widocznie jakiś miejscowy medyk w ten nielegalny sposób uczył się anatomii.


Co więcej? Kilometry miasta sięgające kilkunastu metrów w dół. Niczym lustrzane odbicie zagrzebane w ziemi. Po co? W średniowieczu był tu tak dobry klimat, że okoliczne wzgórza pokrywały winnice. Sandomierz był drugą po Krakowie stolicą Małopolski, kupcy gromadzili towary i beczki z winem na sprzedaż. Siatka piwnic pokryła całe wzgórze, zryte jak ser. Efektem czego, w latach 70-tych, przed ostateczna renowacją i zasypaniem części z nich, sprzed kiosku zniknął facet, tak po prostu zapadając się znienacka. Część współczesnej mitologii miasta. Takie tam urban legend.

I katedra, everlasting love. Gesamstkunstwerk mieszczący wszelkie rodzaje sztuk, w tym przypadku plastycznych. Bizantyjskie freski, będące śladem kolonizacyjnych zapędów Jagiełły, chcącego zaszczepić na polski grunt sztukę Wschodu. Masochistyczne obrazy Karola de Prevost, z rzezią dominikanów, utrzymujący się w powietrzu narkotyczny zapach kadzidła i ubranych w białe komże, gładko przyczesanych ministrantów i putta Polejowskiego nad rokokowymi ołtarzami. Putta pokraczne, powykręcane skoliozą i trądem, o histerycznym, złośliwym spojrzeniu. Wybitny przykład rzeźby lwowskiej XVIII w.

c.d.n.





niedziela, 1 czerwca 2008

to nie design tworzy miejsce

I jeszcze tagline ze strony Majkut Design. Design który tworzy miejsce – kolejny raz Pan kłamie. Design nie tworzy miejsca. Miejsce tworzy genius. Wierzę w benjaminowską koncepcję działa niedokończonego, „dzieło jako pośmiertna maska koncepcji”. Szczególnie wnętrza niedokończonego, które poddaje się osobowości mieszkającego w nim człowieka. Dom zaprojektowany przez projektanta od A do Z, jest jak wybieg dla zwierząt. Istnieją fachowcy, którzy do osobowości czy raczej wyobrażenia na ten temat doprojektowują zawartość biblioteki. Chyba jednak wyobrażenia, bo ile jest książek o dotyczących pustki czy mitu o Naryzie? Musilowscy ludzie bez właściwości.

Oponentom, bowiem wśród moich znajomych słyszałam zachwyty nad ZT ( Zetami? ;P) jeszcze przyłożę cytatem Kuryłowicza jak torebką przez głowę: Złote Tarasy powinny otrzymać nagrody za kicz w każdej z możliwych kategorii. Są przykładem przeniesienia w nasze realia zupełnie obcych wzorców kulturowych bez szacunku dla otoczenia. Nawet jeśli przyjąć, że otoczenie jest obecnie podłej wartości - ulica Emilii Plater pełni rolę przystanku autobusowego, a Dworzec Centralny znajduje się w ruinie.
ZT nie mają żadnej relacji z ulicami, które w perspektywie mogą być ważnymi arteriami miejskimi. Kierunki każdego z wysokich budynków kompleksu są co najmniej przypadkowe, natomiast materiały, które zastosowano na elewacjach, wyczerpują niemal cały katalog dostępnych możliwości. Jest to bardzo zły projekt o niskiej wartości estetycznej. Spore emocje wzbudziła szklana struktura przykrywająca wnętrze. Niestety, jeśli porównać tę konstrukcję z wysublimowanymi rozwiązaniami stosowanymi na świecie, to widać, że i w tej warstwie mamy do czynienia z prymitywizmem.
ZT są dziełem grupy Jerde, która specjalizuje się w projektowaniu na terenie Kalifornii parków tematycznych. Warszawska porażka Amerykanów pokazuje, że można być mistrzem w tworzeniu klatek dla małp, ale projekt dużego kompleksu komercyjnego w śródmieściu europejskiej metropolii jest zadaniem po wielokroć trudniejszym.


I co jeszcze? Może pałacowe wnętrze Multikina nie na moje tampki? Na salonach bywam z rzadka, to fakt, ale jakoś nie odczuwałam dyskomfortu w Operze Wiedeńskiej.

Multikino w Złotych Tarasach

Jakiś barok postmodernistyczny albo co, fake, namiastka luksusu ale nie on sam. Albo wersja dla masy, co go dyskwalifikuje, bo luksus z definicji jest elitarny. Typowo popkulturowe zagranie: sprowadzenie rzeczy do jednego wymiaru, zatem barok sprowadzony do ornamentu. Nic bardziej mylnego, ale przecież nie jesteśmy w stanie przełknąć więcej, albo głębiej. Skądinąd konsekwencja w projektowaniu, dobre rzemiosło, chwytliwe, spełnia wymagania miejsca. Odwołanie do XIX operetki, jak z Lyncha, spodziewasz się karła wychodzącego zza kulis. Zagrania designerskie pasujące do sztuczek raczej niż do sztuki, sztukmistrza nie artysty. Jednocześnie doskonale zgrywa się z odwiedzającymi to miejsce ludźmi, 2 kluby niby ekskluzywne, a oni niby oryginalni. Nibybiusty pełzające na nibynóżkach.
A i jeszcze podajemy masowemu odbiorcy trendy wnętrzarskie sprzed lat. W sensie opozycji wobec minimalizmu, zwiastowanej przez projektantów jeszcze pod koniec lat 90., ale od jakiś dwóch lat, kiedy przedarło się do masowej estetyki, wykorzystywane do znudzenia, na wystawach Reserved, projektach telefonów Samsunga, etc. A trendsetterzy, ci stanowiący faktyczną awangardę, gdzieś ze środowiska Li Edelkoort, już pewnie wietrzą harmonię i spokój minmalizmu. Spoko, design nie musi być ponadczasowy, za 3 lata pójdzie do rebrandingu.

A właściwie jak powinno wyglądać takie wnętrze? Jak można coś dobrać do tego, by było harmonijne z architekturą zewnętrzną ,skoro Złote Tarasy grzeszą samą swoją obecnością. Kolos z pseudoartystycznym dachem odwrócony dupą nie tylko do Alei Jana Pawła (How you dare?) ale do całej Warszawy. Wnętrze Multikina to powtórzenie efektu Złotych Tarasów, tyle że dla tych, co mają się za półkę wyżej. Ci co potrafią ocenić żałość architektury ZT, zwykle nie potrafią już Multikina. Widzą kiepskie szycie ciuchów Reserved, ale już Royal Collection jest dla nich ok. Jest to wszak dużo lepiej zrobiony kicz.

Projektem tym chcieliśmy dokonać przeskoku jakościowego, pomiędzy obecnym standardem multipleksów a typową dla dużych sal koncertowych czy teatralnych, atmosferą podniosłości i święta sztuki. - powiedział Robert Majkut To również nasza odpowiedź na aspiracje Warszawy do włączenia się w europejskie życie kulturalne i artystyczne.. Proszę nie używać słów, których Pan nie rozumie, albo prędzej Pana pijarowiec.