Piotr Kofta pisze recenzje książki Lukasza Orbitowskiego o kotach: "zawsze zdawalo mi się, że pojęciem najlepiej opisującym istnienie kota w swiecie jest sen - kot jest ulepiony ze snu, to w nim prowadzi prawdziwe życie. Krótkie wizyty na jawie slużą mu do odpoczynku, zalatwienia paru niezbędnych spraw, odnalezienia miski i odrobiny czulosci. Kot nie może się tak naprawdę spotkać z czlowiekiem, bo wciąż się rozmijają. Żeby zbliżyć się do kota, czlowiek musialby snić kocie sny". Sedno! A czy zbliża mnie do Morfiny fakt, ze jej imię (znamienne w tym kontekscie) pewnego dnia po prostu mi się przysnilo? ;-D
Morfina Maria Polopiryna
piątek, 30 maja 2008
piątek, 16 maja 2008
Żale nad Kulturą
Relaunch dodatku do Dziennika. PR dwoi się i troi, ze nareszcie oddzielenie dodatku TV od Kultury, że więcej tresci i, że repertuar kin. A gorszy papier i brak zszycia kluje w oczy. Przesunięte zdjęcia sprawiają, ze bohaterowie patrzą podwójnie (to taka retro forma animacji, jak dluzej zatrzymasz wzrok Mick Jagger do Ciebie mrugnie). Axel robi ostatni ruch, zeby ja uratowac? Dla mnie to raczej markowanie.
czwartek, 15 maja 2008
rankingow niezmiennie ciag dalszy
Chwalebne media rankinguja dalej. Narzekalam na brak Europejczykow w Timie, no to mamy swoj. Prestizowy miesiecznik (bardzo) Home & Market oglosil ranking najbardziej wplywowych kobiet w Polsce. Wsrod nagrodzonych m.in. Natasza Urbanska, Ewa Pacula. Buaahahahaha. Powinny dostac jeszcze odpowiednie statuetki, w modzie caly czas nazwy bóstw (cezary, oskary, ostatnio nawet hermesa znalazlam) i zwierząt (orly, gazele).
poniedziałek, 12 maja 2008
rankingi
Time opublikował coroczny ranking 100 najbardziej wpływowych osób. Wśród wymienionych Europejczyków jak na lekarstwo: Rem Koolhaas, architekt holenderskiego pochodzenia, właściwie obywatel świata, Tony Blair, ale jako „leaders & revolutionaries” ale wśród „heroes and pioneers”, jako peacemaker (a może bardziej jako autor „Cool Britania”). Poza tym jeszcze Radiohead za zerwanie z tradycyjnym modelem biznesu muzycznego, Neelie Kroes, komisarz ds. konkurencji UE, Karl Lagerfeld, Carine Roitfeld, szefowa francuskiego Vogue (bardziej wpływowa od Anny Wintour?). To mało jak na setkę nazwisk. Ranking budowany z punktu widzenia amerykańskiego mocarstwa czy po porstu jesteśmy poza nawiasem uwagi? Oczy Ameryki nie są zwrócone na Europę to jasne, ale ranking nie budzi zaufania. Każdy z bohaterów opisany jest przez inną sławną osobę, To w Time’ie tradycja. Co z tego, jak każdy opis jest panegirykiem bez krzty obiektywizmu. Berlusconi piszący pean na cześć Busha. Mąż stanu od siedmiu boleści. Bill Clinton dla Blaira, George Clooney dla Angeliny i Brata, Michelle Obama dla Oprah Winfrey, Marc Jacobs dla Takashi Murakami, Desmond Tutu o Peterze Gabrielu. Towarzystwo wzajemnej adoracji.
czwartek, 8 maja 2008
Kea jest zielona jest zielona jest zielona
Za falochronem łapczywe meltemi wyżarło kawałek powierzchni odkrywając nagie skały. Pradawne wybuchy wytrąciły siarkę i zabarwiły je na zielono. Teraz wyglądają w przekroju jak tort pistacjowy. Meltemi nadchodzi z północy niczym barbarzyńca, zziębnięty, pędzący znad Morza Czarnego wprost na greckie delicje. Z daleka wyciąga skostniałe palce i rzeźbi jęzorem smugi na torcie. Od dołu, by bogowie z góry nie spostrzegli spustoszenia. Omija zręcznie kwarcowe, migdałowe bakalie.
Stolica Key, Ioulis położona jest na kilkuset metrach. Ma morelowe domki i łososiowe dachy. Jest wyrafinowanie włoska, ma weneckie kastro, ratusz neorenesansowy i wille włoskie na zboczach (po definicję włoskiej willi odsyłam do Palladia). Do miasta wchodzi się od skalistego wybrzeża, ale uciec można tylną furtką napotykając wąską ścieżkę biegnąca do raju. Pejzaż zaczyna radośnie wrzeszczeć zielenią. Sady oliwkowe i gaje migdałowe, tarasy lekko zdziczałe, zachowały kształt ale pokryły się dywanem rumianków i powojników. Bielone mury wiejskiego cmentarza ze ścianą czarnozielonych cyprysów. Wąska ścieżka biegnie do archaicznej rzeźby śmiejącego się lwa, ale natura przyćmiła kulturę. Zachłyśnięcie się formami natury jest zaraźliwe. Robię zdjęcia W. i S. ( to już nie flora, to fauna :p). W. ćwiczy makrofotografię, pochylając się nad kolejnym sukulentem. Wyglądają ze S. jak doświadczeni adepci botaniki. Brakuje im siatek na motyle i retro kapeluszy. A ja po raz kolejny odkrywam, że sztuka jest wtórna, Jestem w samym środku impresjonizmu w czystej postaci.
Stolica Key, Ioulis położona jest na kilkuset metrach. Ma morelowe domki i łososiowe dachy. Jest wyrafinowanie włoska, ma weneckie kastro, ratusz neorenesansowy i wille włoskie na zboczach (po definicję włoskiej willi odsyłam do Palladia). Do miasta wchodzi się od skalistego wybrzeża, ale uciec można tylną furtką napotykając wąską ścieżkę biegnąca do raju. Pejzaż zaczyna radośnie wrzeszczeć zielenią. Sady oliwkowe i gaje migdałowe, tarasy lekko zdziczałe, zachowały kształt ale pokryły się dywanem rumianków i powojników. Bielone mury wiejskiego cmentarza ze ścianą czarnozielonych cyprysów. Wąska ścieżka biegnie do archaicznej rzeźby śmiejącego się lwa, ale natura przyćmiła kulturę. Zachłyśnięcie się formami natury jest zaraźliwe. Robię zdjęcia W. i S. ( to już nie flora, to fauna :p). W. ćwiczy makrofotografię, pochylając się nad kolejnym sukulentem. Wyglądają ze S. jak doświadczeni adepci botaniki. Brakuje im siatek na motyle i retro kapeluszy. A ja po raz kolejny odkrywam, że sztuka jest wtórna, Jestem w samym środku impresjonizmu w czystej postaci.
środa, 7 maja 2008
cyklady c.d.
Kythnos
Świetność starego portu jest niemal niedostrzegalna ludzkim okiem. Mam wzrok starego historyka sztuki. Więc kiedy ginie architektura, jej ślady zdradzają mi stare drzewa. W Polsce miejsca dworów znaczą zdziczałe buki czerwonolistne. W Grecji tamaryszki rosną chyba też na dziko, ale te na Kythnos rosły wzdłuż plaży, właściwie cudem, ciągnąc wodę wprost z morza. Pobielone, na oko dwustuletnie. Kythnos rozwinęło się w XVIII jako kurort leczący egzemy i podagry. Trzęsienie ziemi zniszczyło baseny, gorące źródło z cennym żelazem wycieka wprost do morza. Pobliski hotel spa w typowej greckiej architekturze jest bezwiekowy, bez detali również dobrze mógłby powstać teraz jak dwa stulecia temu.
Kythnos, mimo początku sezonu, przesycone jest senną atmosferą. Bezruch starego uzdrowiska, jak z Czarodziejskiej Góry.
Tinos
Niedziela Wielkanocna. W piekarniach sprzedaje się chleby z zapieczonym jajkiem w czerwonej skorupce. W cerkwi słynącej z cudownego obrazu stoją ikony zakute w srebrne sukienki. Całe wnętrze cerkwi najeżone jest srebrnymi votami niczym mały arsenał, piętrzą się złożone w ofierze srebrne nogi, ręce, biusty. Powtarzają się często statki i kołyski. Odtworzone z detalami, pieczołowite. Filigran – arabska sztuka tkliwości.
Tinos ma duszę grecką ale serce weneckie. Świątynia powtarza w ludowy sposób fasadę katedry Św. Marka. Portowe kamienice odbijają wody zatoki w weneckich oknach (znaczy takich do podłogi).
Delos
Mityczne miejsce urodzin Apollina, najważniejsza po delfickiej wyrocznia w Helladzie. Siedziba słynnych kamiennych lwów, ale opanowana przez jaszczurki i polne maki, poświęcone bogini Demeter. Jedne i drugie dodają symboliki, starość i bezruch gada i wieczny sen (Now I lay me down to sleep Pray the lord my soul to keep If I die before I wake Pray the lord my soul to take). Początek maja na Delos to jak nasz koniec lipca. Prozerpina niestety już pakuje walizki.
Syros
1 maja w Grecji. Flagi państwowe i narodowe melodie ryczące z głośnika na pustym placu przed klasycystycznym ratuszem. Wyludnione miasto Ermopolis, największe na Cykladach.
Sounion
Świątynia na samym cyplu Attyki. Skalny taras widokowy dla doglądającego pańskim okiem boga mórz. Zatoczka z kotwicowiskiem jest pewniakiem dla amatorów kąpieli. Wiatr wwiewa do płytkiej zatoki górne warstwy wody, gwarantując temperaturę wyższą niż gdziekolwiek indziej.
Świetność starego portu jest niemal niedostrzegalna ludzkim okiem. Mam wzrok starego historyka sztuki. Więc kiedy ginie architektura, jej ślady zdradzają mi stare drzewa. W Polsce miejsca dworów znaczą zdziczałe buki czerwonolistne. W Grecji tamaryszki rosną chyba też na dziko, ale te na Kythnos rosły wzdłuż plaży, właściwie cudem, ciągnąc wodę wprost z morza. Pobielone, na oko dwustuletnie. Kythnos rozwinęło się w XVIII jako kurort leczący egzemy i podagry. Trzęsienie ziemi zniszczyło baseny, gorące źródło z cennym żelazem wycieka wprost do morza. Pobliski hotel spa w typowej greckiej architekturze jest bezwiekowy, bez detali również dobrze mógłby powstać teraz jak dwa stulecia temu.
Kythnos, mimo początku sezonu, przesycone jest senną atmosferą. Bezruch starego uzdrowiska, jak z Czarodziejskiej Góry.
Tinos
Niedziela Wielkanocna. W piekarniach sprzedaje się chleby z zapieczonym jajkiem w czerwonej skorupce. W cerkwi słynącej z cudownego obrazu stoją ikony zakute w srebrne sukienki. Całe wnętrze cerkwi najeżone jest srebrnymi votami niczym mały arsenał, piętrzą się złożone w ofierze srebrne nogi, ręce, biusty. Powtarzają się często statki i kołyski. Odtworzone z detalami, pieczołowite. Filigran – arabska sztuka tkliwości.
Tinos ma duszę grecką ale serce weneckie. Świątynia powtarza w ludowy sposób fasadę katedry Św. Marka. Portowe kamienice odbijają wody zatoki w weneckich oknach (znaczy takich do podłogi).
Delos
Mityczne miejsce urodzin Apollina, najważniejsza po delfickiej wyrocznia w Helladzie. Siedziba słynnych kamiennych lwów, ale opanowana przez jaszczurki i polne maki, poświęcone bogini Demeter. Jedne i drugie dodają symboliki, starość i bezruch gada i wieczny sen (Now I lay me down to sleep Pray the lord my soul to keep If I die before I wake Pray the lord my soul to take). Początek maja na Delos to jak nasz koniec lipca. Prozerpina niestety już pakuje walizki.
Syros
1 maja w Grecji. Flagi państwowe i narodowe melodie ryczące z głośnika na pustym placu przed klasycystycznym ratuszem. Wyludnione miasto Ermopolis, największe na Cykladach.
Sounion
Świątynia na samym cyplu Attyki. Skalny taras widokowy dla doglądającego pańskim okiem boga mórz. Zatoczka z kotwicowiskiem jest pewniakiem dla amatorów kąpieli. Wiatr wwiewa do płytkiej zatoki górne warstwy wody, gwarantując temperaturę wyższą niż gdziekolwiek indziej.
poniedziałek, 5 maja 2008
mykonos
Oczywiste jest piękno Mykonos. I jak każde, łatwe w odbiorze, ulega komercjalizacji. Typowa ( stereotypowa?) architektura chory, poprzetykana wiatrakami. Wymaga wysiłku, by spojrzeć na wyspę inaczej, niż jak na setną kopię tej samej pocztówki czy reklamę „Visit Greece” na BBC Chanel. Więc kombinuję: mondrianowskie połączenie bieli muru, błękitu nieba skontrastowane z czerwienią nasady ramion. Pooddzielane, wzorem mistrza, szprychami skrzydeł. Tylko pion z poziomem się zatraca, obracany wiatrem o kilka stopni w prawo lub w lewo.
Maskotką miasta jest pelikan (kolejne pokolenie, pierwowzór stoi wypchany w muzeum). Zwierzęta z trudem się banalizują. Dlatego nigdy nie mam dość fotografowania obdarzonych naturalnym wdziękiem greckich kotów i akropolskich psów cwaniaków.
Pelikan urzęduje na trasie między chorą a przystanią dla promów. Droga działka, atrakcyjna. Ma do dyspozycji odwróconą łódź, niczym własne atelier. Jako tło służą maszty jachtów. Pozuje: czyści pióra, stroi miny. Patrzy: „ tak, wiem, co zrobić, takie czasy. Rybacy też porzucili stary biznes na rzecz turystyki. Wiatraki nie mielą już zboża, a ryby łowi flota japońska.” I poczłapał za winkiel.
Kiedyś pelikan był symbolem Chrystusa, poświęcenia i ofiary z samego siebie. Zgodnie z legendą, że w chwili braku pokarmu, samica pelikana rozrywa swe piersi by nakarmić młode. Takie tam stare opowieści, zbyt pretensjonalne jak na nasze czasy. Zabobony, dlatego pelikan się nimi nie chwali, tak jak starzy rybacy nie opowiadają już historii o dawnych wyprawach i zaplątanych w sieci nereidach i lamiach. Historie do lamusa. W pobliskiej dzielnicy artystów turyści piją do samego rana. Bulwar nadmorski zwany „małą Wenecją” jest bardzo subtelną rysą kolonizacji wyspy, podobnie ruiny kastro.
Maskotką miasta jest pelikan (kolejne pokolenie, pierwowzór stoi wypchany w muzeum). Zwierzęta z trudem się banalizują. Dlatego nigdy nie mam dość fotografowania obdarzonych naturalnym wdziękiem greckich kotów i akropolskich psów cwaniaków.
Pelikan urzęduje na trasie między chorą a przystanią dla promów. Droga działka, atrakcyjna. Ma do dyspozycji odwróconą łódź, niczym własne atelier. Jako tło służą maszty jachtów. Pozuje: czyści pióra, stroi miny. Patrzy: „ tak, wiem, co zrobić, takie czasy. Rybacy też porzucili stary biznes na rzecz turystyki. Wiatraki nie mielą już zboża, a ryby łowi flota japońska.” I poczłapał za winkiel.
Kiedyś pelikan był symbolem Chrystusa, poświęcenia i ofiary z samego siebie. Zgodnie z legendą, że w chwili braku pokarmu, samica pelikana rozrywa swe piersi by nakarmić młode. Takie tam stare opowieści, zbyt pretensjonalne jak na nasze czasy. Zabobony, dlatego pelikan się nimi nie chwali, tak jak starzy rybacy nie opowiadają już historii o dawnych wyprawach i zaplątanych w sieci nereidach i lamiach. Historie do lamusa. W pobliskiej dzielnicy artystów turyści piją do samego rana. Bulwar nadmorski zwany „małą Wenecją” jest bardzo subtelną rysą kolonizacji wyspy, podobnie ruiny kastro.
Subskrybuj:
Posty (Atom)