poniedziałek, 28 stycznia 2008

technik radiolog



gdzie Pan sie podziewa, Panie technik radiolog? sokoli wzrok az po horyzont zdolny przeswieltić europe od morza sródziemnego,przez alpy az po warszawe.. tak jak moje ubranie.

niedziela, 27 stycznia 2008

rooooooisin



Po za tym wydarzenie skrajnie towarzyskie

środa, 23 stycznia 2008

Cudowne uzdrowienie Starej Panienki

plynne, ze stanu "bez" w stan z "z"

wtorek, 22 stycznia 2008

Sacrum w Profanum

W mojej nowej pracy znalazlam sprej do WC o zapachu grzanego wina (sic!). To lepsze niż wiedeńscy klasycy w publicznej toalecie. Sacrum w Profanum. Następnym razem poproszę papier o zapachu budyniu. Czy w Jerozolimie puszczają psalmy?

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Gross

Zniknąl z EMPIKów caly naklad "Strachu" Grossa. I jak nigdy pomyslalam: dobrze, nie ma sprawy. Spoleczeństwo postanowilo przeczytać i wyrobic sobie sąd? A nawet jezeli tylko przeczytać, przy ustalonym z góry werdykcie. Tak czy inaczej milo ze strony spoleczeństwa ;-)

niedziela, 20 stycznia 2008

O Sycylii post rejsum

W strukturze sycylijskich miasteczek widać korzenie arabskie. Urbanistyka Maghrebu: metafora szkatułki. Ponure uliczki kryją przestronne podwórka. Europejscy architekci skupiają się na zewnętrznych fasadach, nie tym co w środku. Piękno jest dla innych, jest użyteczne w tym sensie, że jest instrumentem, jest manifestacją statusu. W arabskiej architekturze ciasne zaułki rozkwitają na dziedzińcach przestrzenią i ornamentem. Użyteczność rozumiana jako zaspokajanie zmysłów.

Jedna z teorii mówi że lody wymyślili Neapolitańczycy. Zmysłowe, efemeryczne, niepraktyczne i wyrafinowane w smaku są kwintesencją Neapolu. Elizabeth David, pisarka i krytyk kulinarny w swojej książce Italian Food (pierwsze wydanie z 1961 z reprodukcjami Renato Guttuso, rozsławiło tego pana wśród West-Europejczyków*) pomysł na lody wywodzi od Arabów, którzy przez Sycylię przywieźli je do Napoli (i jedni i drudzi korzystali dobrodziejstw śniegów Etny i Wezuwiusza). Wskazuje XVII – wieczne manuskrypty, wśród których znalazła przepisy sorbetów i lodów. Pomiędzy popularnymi smakami owocowymi, pistacjowymi czy kasztanowymi, znajduje też przepis na lody ... j-a-ś-m-i-n-o-w-e. I uwaga, takie podaje jedna z sekretnych knajpek niedaleko Palermo. Tylko dla wtajemniczonych!

W swoim kulcie cielesności mieszkańcy Neapolu nazwali rukolę małą cipką (tłumaczenie z angielskiego). Podobno z uwagi na kształt jej wąskich listków (!)…… nie znajduję podobieństwa ..... najwyraźniej co nasza ułańska, to jednak nie neapolitańska. Kuszą mnie, jak autora książki wycieczki w stronę Neapolu, więcej tam pikanterii niż na surowej Sycylii. Ale nie będę się teraz rozwodzić nad perwersjami cesarza Kaligulę (willa na pobliskim Capri), ani biografią Pasoliniego. Wracajmy na Sycylię!

Coroczne rzezie tuńczyków tzw. Mattanza, były nieodłącznym elementem kultury Zachodniej Sycylii. Były, bo biznes podobno przejmują Japończycy. Polegały na zespołowym postawieniu wielu sieci-pułapek i stopniowym ich zacieśnianiu. W chwili kiedy ryby znajdą się w „camera della morte” dobijane są przez rybaków ręcznymi harpunami. Morze jest wtedy czerwone od krwi. Słowo mattanza przeniknęło potem na języka Sycylijczyków i padało jako określenie na zbiorowe krwawe zabójstwa Costa Nostry.
Hrabia Dominique Fernandez, opisuje coroczne misteria w ten sposób:
no bloody fenzy, no dance of death. Not even a shadow of anger, of vandatta against this tuna. They had waited for this three days, slumped over their oars, under the pitiless sun that had ruined their skin and made even the straw of their hats transparent … no sign of joy, of human enthusiasm on their faces, closed to every emotion by poverty and apathy.
Wyobrażam sobie, że z taką sama mimiką, przyjmujący zlecenie od mafii (sycylijskich chlopów) wykonywali wyroki. … Jakie dźwięki towarzyszyły tej rzezi skoro ryby głosu nie mają? Czy może odbywała się w nabożnym lub zawziętym milczeniu? Ktoś kiedyś (zapewne ze szkoły Annales) napisze historię przez pryzmat dźwięków.

Jeszcze dwie postaci pojawiające się często w książce:
Autor Lamparta, hrabia Giuseppe Tomasi di Lampedusa. Pisanie było lekarstwem na melancholię, najlepiej uchwycił tragedię Sycylii. Debiut w starczym wieku, wyobrażam sobie jak szedł po odbiór nagrody literackiej: nieśmiały arystokrata w znoszonym peniuarze. Niepozorny, w istocie erudyta: astronom, matematyk, muzyk, poeta. Biegle władał grekę i perskim.



To bohater. A antypostać? Gulio Andreotti zwany Boskim Gulio albo Belzebubem. Dzięki jego obecności na łamach, wyłania się obraz tragedii Włoch, jako tragedii Uwikłania.
Mały pokraczny człowieczek. Wielokrotnie posądzany o związki z mafią i zlecenia zabójstw, zawsze uniewinniany, pozostaje aktywny na scenie politycznej…..Jakiś mężczyzna powiedział mi kiedyś żebym trzymała się z daleka od małych facecików. Są niebezpieczni.Spokojna glowa, W. po zlamanym kręgoslupie mierzy 1.9 ;-)



* Renato Guttuso, rzekomo jeden z największych włoskich malarzy XX wieku. Sycylijczyk, o imieniu, które w naszej kulturze nie ma męskiego odpowiednika. Malował podobnie jak Diego Rivera. Styl meksykańskich murale, irytujących w swojej nachalnej, lewackiej symbolice. Malarstwo, które często nie wytrzymuje próby czasu. Spekuluje, bo nie widziałam na żywo.



z przeczytania: Peter Robb. Midnight In Sicily.

czwartek, 17 stycznia 2008

zyczenia

Od podsumowań roku plynnie przechodzimy do prognoz na następny. Dziennik wieszczy: U2,Portishead, Police UP; Przekroj prognozuje: Madonna, Metallica, Lauryn Hill DOWN. Bukmacherzy przyjmują zaklady? Skoro taka hossa na rankingi, moze ja zaproponuje swój? Up'ów nie będę, bo zapeszę ;-). Proponuje ranking prezentów. Mam dwa typy: sycylijskie pomarańcze, przebarwiające się na czerwono, krwiste jak żeberka, cieknące po palcach i z kącików ust. Fresh orange juice to be. Zyczenie niezmaterialzowane tylko w tym aspekcie,ze nie stalo się cialem. Lub Don Giovanni na deskach Wiener Staatsoper. Spelnienie zyczen wypowiedzianych, choc niepomyslanych.

niedziela, 13 stycznia 2008

Wiedeń

Wyludnione miasto w niedzielne popołudnie. Znów konfrontacja wiedzy nabytej ze stanem faktycznym. Tym razem nie zaskakuje skala, ale naturalność otoczenia. Normalność, bezpretensjonalność. Otto Wagner, Adolf Loos, Gotfried Semper, Fischer von Erlach. Stacje metra, opera, kościoły, nie pomniki architektury ale budynki, służące użyteczności. Przy całej ich ornamentyce. Wiedeń dla Wiedeńczyków! Metro do jazdy! Opera dla muzyki! Kościół do modlitwy! Miasto wygląda, jakby w Photoshopie ktoś wpisał ze wysoką wartość height. Efekt – miasto o wyjątkowo smukłych kształtach. Może to przez mieszczańską Sparsamkeit. Najpierw budujesz kilkupiętrową eklektyczną lub secesyjną kamienicę, potem ją trochę ściskasz z obu stron żeby zmieścić na kilkudziesięciu metrowej działce. Niemieckie poczucie przyzwoitości gasi zapędy megalomańskie. Budynki nie wystrzelają na kilkadziesiąt pięter wzwyż. Miasto małej architektury. Ludzkie do szpiku kości. W formie i treści. Popiersia, pomniki, statuy, figury, personifikacje. Czcimy człowieka i nasze świeckie, mieszczańskie cnoty. Ekstrawagancją są wszechobecne złocenia: dach, litery, balustrady. Ekstremalną formę przybrała w sztuce Klimta. Jesteśmy bogatym społeczeństwem, stać nas na złocenia i wille w Hiszpanii!


Pawilon Secesji, Jan Maria Olbrich

budynek Kasy Oszczędnosciowej,Otto Wagner

Muzyczna pocztówka. Z każdego kościoła wypływają dźwięki organów. Miasto przede wszystkim żeruje na osobie Mozarta. Pseudopaziowie zaganiają niedobitki zziębniętych turystów na koncerty Mozarta i Straussa. Kibelek na stacji metra oferuje serwis do muzyki klasyków wiedeńskich. Każda sztuka produkuje komercyjne odpady. Chciałabym kupić poza Mozartkugeln dobrą biografię mistrza ale pozostaje klientem niszowym (w Operageschaeft Pani mi oferuje mi cienką biografię, za to z wersją na CD: Wie kann man Mozart’s Leben auf 47 Seiten beschreiben?). Poluję na znakomitą podobno książkę Norberta Eliasa (czołówka piszących socjologów kultury) Mozart. Zur Soziologie eines Genies, także jako Mozart. Portrait of a Genius. Na szczęście okazuje się, że ukazała się po polsku nakładem W.A.B.

sobota, 12 stycznia 2008

Strach

W mediach rozgrzewa się dyskusja na temat nowej ksiązki Strach, Grossa o powojennym anysemityzmie. Najbardziej absurdalne hipotezy i ataki zapewne przed nami. Tokarska-Bakir (czy z emotikonów da się zbudować pozę oranta?) słusznie pisze, że najlepiej na czas tej dyskusji ( w 90% jałowej i pełnej hipokryzji) wyjechać z kraju. Skrajna prawica obiecuje sprawę w prokuraturze. W sondzie na Onecie, na pytanie „czy zamierzasz przeczytać książkę Grossa” 64 % ludzi odpowiada NIE! Zdecydowanych poglądów nie ma potrzeby weryfikować. Dziennik dotyka sprawę kijem, żeby się smród nie przykleił. Szuka umiarkowanych autorytetów. (Broni się recenzja Piotra Kofty w Kulturze. Znów jak dwa różne media, mówiące różnym głosem). Opisuje przypadki morderstw na tle rabunkowym. Na ile morderstwo jest wynikiem bandytyzmu a na ile antysemityzmu? Jeżeli miało podłoże rabunkowe to może jednak to nie antysemityzm tylko „zwykłe” zabójstwo? Zgrabne słowo „bandyta”, tak jak kiedyś „element wywrotowy” wyklucza sprawców poza nawias społeczeństwa i już owo Państwo Społeczeństwo umoczone nie jest, bo to nie My, tylko Oni, nie Polacy, tylko bandyci. Polski bandyta antysemita jest najpierw bandytą, polakiem czy antysemitą? A jak nam najwygodniej?

Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwiowanko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niech piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, w materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym,
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.


Wiersz z 1942 roku, Zuzanny Ginczanki. Zapomniana poetka, przyjaciółka Pana Witolda (Gombrowicza, a jak), po zdenuncjowaniu przez polskich sąsiadów pozostała młoda i śliczna 27-letnia na zawsze.

czwartek, 10 stycznia 2008

Wakacje

Rzym:
Zabytki patrzą na mnie jak włoscy ragazzo. Wypadają zza rogu, rzucając porozumiewawcze spojrzenia:
One: (ani jedne ani drudzy nie mówią po angielsku, więc uznajmy że lecą napisy:) You remember me, don’t U?
Ja: (pstrykając placami) Of course, I do, (w myślach: Bbbb..orromini?, Bbbb…ernini? Czyżby Bramante? A Vignola? Vignola, naturalmente!). Raz tylko gdy wpadłam na rogu niespodziewanie na Chiesa di San Carlo al Quirinale, pomyślałam: I didn’t remember your name, but I always liked You,really. You are designed by Francesco!



Dominuje południowy bałagan, zabytki wyglądają jak ocalałe przez zaniedbanie, Włosi nie grzeszą nadgorliwością nuworysza, jak Słowianie, nie równają z ziemią, by postawić od nowa. Po co mają sprzątać jeżeli można postawić obok?

Fotografia oszukuje, zaciera różnice, gubi proporcje. Monumentalizm XVIII - wiecznych wedut rzymskich lepiej oddaje skalę niż współczesne widokówki. Obrazy Nicolasa Poussina i Huberta Roberta nie kłamią, Olympusy, Canony i Minolty owszem.


Rzym by Bellotto


Rzym by Myself

Jadąc do Rzymu, wymyślałam ciekawe porównania: kolumnada Berniniego jak szczęki wieloryba z tłumem turystów wlewających się na plac niczym kryl. Skala mnie przerosła. Rzym to miasto pierwowzorów, nie tylko wszystko jest parę razy piękniejsze, precyzyjniejsze (Mo, zapomnij o swoich dotychczasowych wyobrażeniach na temat tego,co to jest mięsisty akant), jest przede wszystkim dwa razy większe. Rzym to miasto guliwerowych olbrzymów, architektura nie skrojona namiarę człowieka. Patrząc na Rzym czasów Antyku i Baroku zaczynam wierzyć w Uebermenchen.

Katania:


Niebieskoocy potomkowie Normanów, wymieszani z małymi czarnookimi Cyganami. Jedni patrzą na ciebie hardo i wyzywająco, drudzy mają spojrzenie drobnych cinkciarzy z głowami pełnymi sprośnych myśli. Naturalna symbioza natury i kultury: Etna szerokimi plecami stoi murem za Katanią. Brudne zakątki, liszaje na ścianach przypominają zmurszałe kawałki lawy. W drodze na szczyt mijamy księżycowy krajobraz: zastygła lawa porośnięta chrobotkiem reniferowym, przypomina zmurszałe rzeźby XVIII wiecznych pałaców.

Weimar Goethego, Toruń Kopernika… bohaterem Syrakuz jest Archimedes. Na szczęście Włosi zaniedbują działania marketingowe i nie można kupić Archimedesa z gipsu, lawy wulkanicznej czy wszech dominującego wapienia.
Obok bohaterów miasta mają swoje kolory: Santorini jest białe, Petra jest czerwona. Katania ma kolor szary. To nie tylko wina brudu ale tradycja dodawania popiołu wulkanicznego do zaprawy ( chyba). Fasady kamienic, pałaców, ba nawet katedry mają szary kolor. Ładnie się komponuje z jasnym detalem, ale smolisty charakter miasta wydaje się wnosić smutek nie tylko do ducha miasta, ale i do serc jego mieszkańców. Katania byla dla Cosa Nostry waznym osrodkiem (zapewne ;-)).



Trwa sezon zbiorów opuncji. Świeżo pakowane owoce po 3 Euro. Opuncja po włosku to figa d’India, po angielsku prickly pear. Dla jednych figa, dla drugich gruszka. Jest wystarczająco smaczna by zasłużyć na własną nazwę. Docenili to Maltańczycy i za likier z opuncji, jako za regionalny trunek każą sobie słono płacić.

Syrakuzy:

Za to Syrakuzy są miodowe i jasnozłociste. Pewnie to kwestia tego samego kamieniołomu, że wszystkie budynki niezależnie od wieku, mają ten sam odcień, jak namalowane tą samą kredką.




We włoskich miastach oczy odpoczywają od sidingu, plastiku, billboardów i neonów.

Monastyr (Tunezja):

Urzędnicy przeniesieni żywcem z lat 50-tych. Stateczni, wąsaci, nie da się niczego skrócić i przyspieszyć. Celebrują swoją codzienną służbę z namaszczeniem, wydają namwizy przez 5 godzin jakby wydawali akt sakramentu. Może zresztą tak jest, oto rząd tunezyjski przyjmuje Ciebie, turystę na swoje łono.
Na przedmieściach bajzel architektoniczny. Na szczęście w miejsce wyczucia stylu, wchodzi kanon. Obowiązują ośle łuki i wieżyczki pseudominaretów. Obowiązkowy azul i biel trzyma jakoś pejzaż miasta w kupie. Budowana od wieków w tym samym stylu architektura sakralna trudna jest do datowania dla mnie, laika. W sylwetce miasta dominuje mauzolem pierwszego prezydenta Tunezji, Habiba Burgiby ( prezydentował od lat 50-tych po 80-te), wieże minaretów przewyższają nawet te od meczetów. Kult jednostki czy podkreślanie narodowej tożsamości, budowanie nowej mitologii?

Medina w Monastyrze:

Pospolici ludzie o rysach książąt. Arystokratyczne plemię zagubione w brudzie portowego miasta-kurortu dla otyłych Europejczyków. Owinięci w chlamidy w naturalnych kolorach wielbłądziej wełny, z kosturami w dłoni. Teraźniejszość obrazka zdradzają nowoczesne okulary ( wyglądają drogo i designersko, być może dzięki rysom twarzy, nie marce). Spodziewasz się, że niczym rycerze jedi noszą pod płaszczami najnowszej generacji broń.

Wełniane marynarki w odcieniach zieleni i brązów, burgundowe czapeczki, tak zwane Chechie ( jak sie okazuje), na to zarzucone czarne lub czerwone arafatki… Finezja w doborze kolorów i nonszalancja noszenia, której nie powstydziłby się Marc Jacobs. Piękni modele, wybrani bez oglądania się na kult młodości, o smukłych dłoniach i rysach książąt berberyjskich. Starzy mężczyźni o pergaminowych szyjach z siateczką zmarszczek na twarzy i powściągliwych, subtelnych gestach.



Południowa komunikacja niewerbalna: zbliżenie, spoglądanie w oczy, dotykanie, zaabsorbowanie rozmówcą. Każda rozmowa obdarzona jest czułością i przypomina romans.

Valletta

Miasto twierdza budzi respekt. Pionowe i poziome linie fortów i piaskowy kolor sugerują że Valletta jest prototypem wszystkich zamków z piasku.

Odwaga i rycerskość Maltańczyków (po oblężeniu w czasach WW II wszyscy mieszkańcy dostali krzyże zasługi. Maltańskie? Być może) nie odzwierciedla ich fizjonomia. W porównaniu z sąsiadami z Tunezji wydają się pokraczni, skundleni. Ni to arabscy ni jacy. Brytyjskie panowanie wydaja się nie odciskać śladu.

Ścięcie Św. Jana, made by Caravaggio. Obraz braku, najlepiej namalowana pustka. Przejmujące. Nieobecność może poruszać nie mniej niż istnienie. Wiedzą ci, którzy doświadczyli utraty albo czekają. Postać Św. Jana Chrzciciela, teoretycznie najważniejsza leży rzucona w kąt, blade, trupie ciało. Pozostałe postaci jak z holenderskiej sceny rodzajowej, robią sztafaż. Krwawa zabawa autora, sygnatura złożona krwią wypływającą z szyi.



Na ile glęboka, a na ile powierzchowna jest religijność Maltańczyków? Kapliczki nawet w autobusach, slodkich retro fordach przemalowanych na pomarańczowo. I ceramiczne Madonny na każdym z domów. Ksiązki w księgarniach opowiadają o starej kulturze na Gozo, pełnej archaicznych obyczajów. Jaka jest korelacja? Pytanie na następną wyprawę.