poniedziałek, 28 marca 2011
Thonet my love
Zawracam sobie od jakiegoś czasu głowę poszukiwaniem środkowoeuropejskiej tożsamości również w designie. Wschodnioeuropejskiej, to w ogóle będzie trudno. Jak stworzyć wnętrze przesycone tym unikalnym utraconym klimatem? Może zapełniając je Thonetami? Tak, one są na całym świecie, eksportowane lekką ręką aż po Buenos Aires. Ale może możemy pociągnąć kocyk w naszą stronę? W końcu to Wiedeń i Monarchia. Dorzucimy jeszcze łyżki Frageta i wazon z huty Niemen.
Serce rośnie patrząc jak fajnie "prowadzi brand" 5 pokolenie
środa, 23 marca 2011
Historyjka dla Panny Anny
Myślałam, że bloga się pisze, kiedy się nie ma z kim pogadać. A tu odwrotnie.
No więc to było tak. Urodzona w moich rodzinnych stronach, bo w lasach tarnobrzeskich. W Dzikowie. Ochrzczona Zofia Róża Maria Jadwiga Elżbieta Katarzyna Aniela. Za dowcipy, których ofiarą była jej guwernantka zesłana do klasztoru. Uciekła. Bardziej niż oficjalne przyjęcia wolała jeździć konno i zajmować się zwierzakami z przydomowego zoo: kozłem, jelonkiem i wiewiórką. Ożeniona z kuzynem. Porzucił ją potem dla szwagierki. Miał na imię Andrzej, ale mówiła do niego per Kaziu, więc trudno się dziwić. Rozkwitła po oficjalnych porzucinach. Znalazła się w Kairze. Dostała zadanie od Sikorskiego: założyć oddział Polskiego Czerwonego Krzyża. Założyła. Zakochała się. W Kairze. Przeżywała najpiękniejsze chwile w życiu. Jeździła z przyjęcia na przyjęcie: „Czuję się jak w niebie. Dzień w dzień bawię się doskonale – pisała. – Najpierw siedem godzin w pracy (jak siedem chudych krów z Biblii), a potem hajda! Na sen zostaje bardzo mało czasu”.
Kilka tygodni po przyjeździe książę Egiptu Ali Khan, syn i spadkobierca niewiarygodnie bogatego Agi Khana, przywódcy sekty ismailitów, zabrał ją na przejażdżkę swoim samolotem. To był jej pierwszy lot i ogromnie jej się podobało. Na przyjęciu wydanym przez jedną z bogatych kairskich dam, poznała egipską królową Faridę, która jako muzułmanka nie pokazywała się publicznie. Ale lubiła wyrywać się ze swojej złotej klatki, potajemnie przychodziła na przyjęcia i obserwowała ludzi z ukrycia. Obie kobiety przyglądały się tańczącym na parkiecie schowane za kwiatami w donicach. Widziały tylko nogi tancerzy, ale Zofia potrafiła je zidentyfikować i informowała królową, z kim tańczy król.
A tymczasem do Kairu zjeżdżali Jej Królewscy SOEs. Kapitan Bill Stanley Moss, trochę przez przypadek znalazł przestronną willę na wyspie Gezira na Nilu, z wieeelką salą balową i drewnianym parkietem z wielokolorowego forniru. Zamieszkali w niej panowie agenci. Kwiat brytyjskiej literatury podróżniczej (ale to póżniej): Bill Moss, Xan Fielding, Arnold Breene, Billy McLean, David Smiley, Rowland Winn i oczywiście Paddy (dla Ciebie kochanie jeszcze Patrick Leight Fermor). Moss miał szczeniaka, owczarka alzackiego zwanego Pixie. Ten nie pisał. Willę nazwali Tara, od legendarnej siedziby królów Irlandii. Zofia dołączyła jako jedyna kobieta. Do nowej siedziby zdążyła zabrać suknię wieczorową, kostium kąpielowy, mundur + dwie zaprzyjaźnione mangusty. To coś jak surykatki. Żeby nie zawracać sobie głowy plotkami, wymyśliła postać Madame Khayatt, przyzwoitki, która dotrzymywała jej towarzystwa w tym zmaskulinizowanym środowisku. Niestety, Madame była wątłego zdrowia, spędzała całe dnie w pokoju więc nikt nie miał okazji jej spotkać.
Tara była najbardziej ekscytującym miejscem w mieście, a może i w północnej Afryce. Dyplomaci, oficerowie, pisarze, korespondenci wojenni a okazjonalnie król Farouk ze skrzynką szampana. Przyjęcia, w czasie których zwykle tłukło się wszystkich 19 okien weneckich, a Księżna Dniepropietrowska vel Kitten (wolę pierwszy nick) tańczyła belly dance przy pianinie pożyczonym z oficerskiego klubu. Podczas jednego z takich przyjęć drzemiący na sofie Paddy zapalił się od świecy. Na szczęście szybko razem z sofą został wrzucony do basenu. Może też od ilości przygotowanego w wannie czegoś, co w literaturze nazwali liqueur with plums, apricot and peaches, a co myślę, było pierwszej klasy naleweczką według receptury hrabiego ojca.
Madame, poznałaś Sophie Moss vel hrabinę Tarnowską.
Zdjęć willi nie ma, chyba musimy pojechać i zrobić.
No więc to było tak. Urodzona w moich rodzinnych stronach, bo w lasach tarnobrzeskich. W Dzikowie. Ochrzczona Zofia Róża Maria Jadwiga Elżbieta Katarzyna Aniela. Za dowcipy, których ofiarą była jej guwernantka zesłana do klasztoru. Uciekła. Bardziej niż oficjalne przyjęcia wolała jeździć konno i zajmować się zwierzakami z przydomowego zoo: kozłem, jelonkiem i wiewiórką. Ożeniona z kuzynem. Porzucił ją potem dla szwagierki. Miał na imię Andrzej, ale mówiła do niego per Kaziu, więc trudno się dziwić. Rozkwitła po oficjalnych porzucinach. Znalazła się w Kairze. Dostała zadanie od Sikorskiego: założyć oddział Polskiego Czerwonego Krzyża. Założyła. Zakochała się. W Kairze. Przeżywała najpiękniejsze chwile w życiu. Jeździła z przyjęcia na przyjęcie: „Czuję się jak w niebie. Dzień w dzień bawię się doskonale – pisała. – Najpierw siedem godzin w pracy (jak siedem chudych krów z Biblii), a potem hajda! Na sen zostaje bardzo mało czasu”.
Kilka tygodni po przyjeździe książę Egiptu Ali Khan, syn i spadkobierca niewiarygodnie bogatego Agi Khana, przywódcy sekty ismailitów, zabrał ją na przejażdżkę swoim samolotem. To był jej pierwszy lot i ogromnie jej się podobało. Na przyjęciu wydanym przez jedną z bogatych kairskich dam, poznała egipską królową Faridę, która jako muzułmanka nie pokazywała się publicznie. Ale lubiła wyrywać się ze swojej złotej klatki, potajemnie przychodziła na przyjęcia i obserwowała ludzi z ukrycia. Obie kobiety przyglądały się tańczącym na parkiecie schowane za kwiatami w donicach. Widziały tylko nogi tancerzy, ale Zofia potrafiła je zidentyfikować i informowała królową, z kim tańczy król.
A tymczasem do Kairu zjeżdżali Jej Królewscy SOEs. Kapitan Bill Stanley Moss, trochę przez przypadek znalazł przestronną willę na wyspie Gezira na Nilu, z wieeelką salą balową i drewnianym parkietem z wielokolorowego forniru. Zamieszkali w niej panowie agenci. Kwiat brytyjskiej literatury podróżniczej (ale to póżniej): Bill Moss, Xan Fielding, Arnold Breene, Billy McLean, David Smiley, Rowland Winn i oczywiście Paddy (dla Ciebie kochanie jeszcze Patrick Leight Fermor). Moss miał szczeniaka, owczarka alzackiego zwanego Pixie. Ten nie pisał. Willę nazwali Tara, od legendarnej siedziby królów Irlandii. Zofia dołączyła jako jedyna kobieta. Do nowej siedziby zdążyła zabrać suknię wieczorową, kostium kąpielowy, mundur + dwie zaprzyjaźnione mangusty. To coś jak surykatki. Żeby nie zawracać sobie głowy plotkami, wymyśliła postać Madame Khayatt, przyzwoitki, która dotrzymywała jej towarzystwa w tym zmaskulinizowanym środowisku. Niestety, Madame była wątłego zdrowia, spędzała całe dnie w pokoju więc nikt nie miał okazji jej spotkać.
Tara była najbardziej ekscytującym miejscem w mieście, a może i w północnej Afryce. Dyplomaci, oficerowie, pisarze, korespondenci wojenni a okazjonalnie król Farouk ze skrzynką szampana. Przyjęcia, w czasie których zwykle tłukło się wszystkich 19 okien weneckich, a Księżna Dniepropietrowska vel Kitten (wolę pierwszy nick) tańczyła belly dance przy pianinie pożyczonym z oficerskiego klubu. Podczas jednego z takich przyjęć drzemiący na sofie Paddy zapalił się od świecy. Na szczęście szybko razem z sofą został wrzucony do basenu. Może też od ilości przygotowanego w wannie czegoś, co w literaturze nazwali liqueur with plums, apricot and peaches, a co myślę, było pierwszej klasy naleweczką według receptury hrabiego ojca.
Madame, poznałaś Sophie Moss vel hrabinę Tarnowską.
Zdjęć willi nie ma, chyba musimy pojechać i zrobić.
wtorek, 22 marca 2011
Gaudi's bath
sobota, 19 marca 2011
wtorek, 8 marca 2011
...
Zapewne często czujesz się wyizolowany w towarzystwie innych osób? Szczególnie trudno może być Ci w relacjach z osobami obdarzonymi autorytetem lub takimi, które mają nad Tobą władzę lub przewagę. W kontaktach z takimi osobami możesz w czuć się niepewny lub przeciwnie, zachowywać się wobec nich arogancko lub agresywnie. Zarazem jednak odczuwasz każdą osobistą krytykę jako zagrożenie (...). Możesz mieć skłonność, by oceniać drugiego człowieka jedynie przez pryzmat jego kontaktów z alkoholem (...) Możesz także mieć skłonność do pracoholizmu, robienia zakupów dla poprawienia sobie nastroju. Skłonności te zapewne są związane z poczuciem odrzucenia, poczuciem krzywdy i zaniedbania (...). Być może często wchodzisz w rolę ofiary - osoby przyzwyczajonej do doznawania krzywdy. Mając nadmiernie rozwinięte poczucie odpowiedzialności, wolisz skupiać się na innych niż na sobie. Możesz odczuwać poczucie winy wówczas, gdy starasz się zadbać o swoje interesy. Być może rzeczywiście niekiedy zdarza Ci się krzywdzić inne osoby. Może być Ci bowiem trudno zachowywać harmonię między dbałością o siebie, a dbałością o innych. (...) Zapewne masz trudności w bliskich kontaktach z ludźmi. Możesz być nadmiernie zależny. Możesz też, przeciwnie, starać się zawsze i za wszelką cenę zachować niezależność, przez co nie jest Ci dane zaznać bezpiecznej bliskości z drugim człowiekiem. W rezultacie czujesz się osamotniony, nawet gdy formalnie pozostajesz w związku. (...) Ponieważ jesteś dobrze przystosowany do życia w poczuciu zagrożenia, możesz być skłonny wybierać związki stanowiące dla Ciebie zagrożenie. (...) Bliski związek z osobą spokojną i zrównoważoną emocjonalnie może wydawać Ci się "nudny", natomiast dysfunkcyjny związek może być dla Ciebie ekscytujący, gdyż często jest źródłem wielu silnych i sprzecznych emocji. (...) Nie nauczyłeś się przyjmować emocjonalnego wsparcia od Twoich najbliższych. Nauczyłeś się natomiast ukrywać swoje uczucia jako dziecko i nadal tłumisz je jako osoba dorosła. W rezultacie tych doświadczeń często możesz mylić miłość z litością, mając skłonność do kochania tych, których mógłbyś "ratować" z zagrożenia, bądź których bezustannie "ratujesz"
anybody else?
anybody else?
niedziela, 6 marca 2011
Sekret Kells
Mity Słowian zostały zniszczone i zlekceważone, pisze M.J. do tego stopnia, że niektórzy kwestionują ich istnienie. Zabrakło wśród misjonarzy chrześcijańskich i kronikarzy głębokiej dociekliwości (...) Inaczej przedstawia się sytuacja nawróconej w V wieku Irlandii. Thomas Cahill uznaje, że ocalenie w chrześcijaństwie "psychologicznej tożsamości irlandzkiej jest jednym z cudów irlandzkich dziejów". Irlandczycy nie trudzili się zbytnio wykorzenieniem wpływów pogańskich, zakonnicy utrwalili w piśmie całą rdzenną literaturę. Dzięki kopistom weszliśmy w posiadanie zasobnego skarbca literatury staroirlandzkiej, najstarszej zachowanej literatury europejskiej" słowiańska Polska nie miała takiego szczęścia jak celtycka Irlandia.
Cierpimy na 2 poczucia utraty: utrata Słowiańszczyzny i Żydów, pisze Marta Janion.
podstawą humanistyki jest opowieść, pisze maria janion. nie wystarczy coś zobaczyć, przeżyć lub nawet pojąć. trzeba jeszcze umieć to opowiedzieć. opowieść, jeżeli nie dąży do formy, staje się niezrozumiała
Jakiej opowieści nie możemy opowiedzieć?
sycylia
melancholia bierze się z poczucia utraty
vide http://robie-literowki.blogspot.com/2008/01/blog-post.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)