poniedziałek, 15 lutego 2010

a la garconne

Cofnęłam się do starych wpisów, gdzie Li Edelkoort przepowiada modę na androgyniczność. No tak, w modzie już oksfordki czy alcaponki. Jeżeli wziąć pod uwagę, że zachwycam się od roku męską linią Lanvin, to chyba egzamin na trendsettera mam zaliczony. No a dzięki wyprawce o genezie wychodzę na prymuskę. Dzięki Shari Benstock.

W kodeksie Napoleona praktyki homoseksualne nie były prawnie zabronione, a w rzeczywistości stanowiły dominującą cechę kultury okresu belle epoque. Pisarstwo Prousta doskonale to portretuje. Rozporządzenie z 1800 roku zabraniało kobietom ubierania się w męskie stroje.. Lecz przebrane za mężczyzn arystokratki z salonowej socjety spotykały się w domach prywatnych, gdzie przyjeżdżał prywatnymi pojazdami. Propagując krótkie fryzury Chanel wzorowała się na Colette, która na samym początku XX w obcięła krótko włosy i zaczęła nosić luźne ubrania, typowe dla music halli. Klientki Chanel wywodziły się początkowo z klasy robotniczej i arystokracja nietakt chętnie porzuciła dla niej modę Balmaina czy Poireta. Coco Chanel uwalniając kobiety od gorsetów i halek, podważyła sens mody na przebieranie się w męskie stroje, której największy rozkwit przypadł na pierwsze dziesięciolecie XX w. Za mężczyzn chętnie przebierały się Renee Vivien, Romaine Brookes, Colette czy Radclyffe Hal. Gertrua Stein w swoich kanciastych kształtach i niemalże zgrzebnych ubraniach pozostaje poza klasyfikacją. Tymczasem taki ikony lesijskie, jak Natalie Barney, , Diuna Barnes jak najbardziej hołdowały wykwintnej modzie kobiecej.





PS. Mam dość robienia notatek. Chciałabym pisać. Jak po powrocie z Grecji albo Sycylii. Muszę wyjechać? Sama? I odessać się od Facebooków.

Brak komentarzy: