Powstał piękny film o mało pięknym panu - Gulio Andreottim. Boskim Gulio, najważniejszej personie powojennej polityki Włoch. I pewnie przynajmniej do własnej śmierci najbardziej tajemniczej. Właściwie wyłącznie sceny nocne... tradycja: chiaroscuro, tenebryzm. Przywiozłam z Katanii doskonałą książkę o Sycylii, nosi tytuł "Midnight in Sicily", opisuję XX wieczną historię wyspy.
Jest taki fragment w filmie kiedy Andreotii wyraża obawy że odbiorą mu atrybuty człowieka kulturalnego (honoris causa, etc). Nie nie prawego, ale kulturalnego.
Tak opisywał Iwaszkiewicz wizytę w domu Benedetto Croce:
Silvia puka do przyległych drzwi i potem mnie wpuszcza do wielkiego, mocno nagrzanego pokoju, oświetlonego tylko lampą stojącą na biurku. Ściany tego pokoju okryto półkami, pełnymi książek, jakieś czarne obrazy (...) Benedetto Croce. Jest to ciemna wielka góra. Masa ciała ludzkiego, która robi wrażenie czegoś porośniętego pleśnią. Wielka, olbrzymia głowa pokryta brązowymi łuskami na skutek jakiejś choroby. Małe oczy zwracają się na mnie, jak gdyby pochodziły z jakiejś dalekiej odległości, jakby odrywały się od kontemplacji nieskończoności. Silvia przedstawia mnie w kilku uprzejmych słowach. Croce, nie wstając od biurka, nie poruszając swojej góry ciała, podaje mi rękę. (...) Po spojrzeniu Aldy zrozumiałem że uadiencja jest skończona. Znowu głęboko się skłoniłem i trzymając w ręku szorstką łapę "ostatniego Europejczyka" powiedziałem (...) Skojarzyło mi się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz