Wróciłam dziś z Środkowej Europy, krainy wymazanej z kanonu współczesnej mass-turystycznej Grand Tour.
Kotlina Jeleniogórska w skali makro. Góry pokryte siatką zamków. Opactwa pełne bibliotek i gabinetów osobliwości. Kultura sakralna pełniąca rolę świeckiego mecenasa. Świat kompletny,
niedekompletowany od wojny trzydziestoletniej. Prawda, że kończy się na czasach Franciszka
Józefa. Jedynie Drezno przekuwa
bombardowanie miasta przez Aliantów na atrakcję turystyczną.
Opisywana przez PLF kraina drobnych
przyjemności, wymiany uprzejmości, muzyki i malarstwa.
Granica Europy Wschodniej przebiega dziś w
poprzek Czech. Brno (pełne funkcjonalistycznej architektury lat 30-tych, więc
kiedyś zapatrzone w Weimar i Dessau), pełne jest zapachu uryny i taniego wina.
Maluje się na twarzach ludzi, w języku ciała. Stroje od Madla, zastępuje szyk a
la Terranova, a XVIII-wieczne konditorei zastępują, jak u nas na
Marszałkowskiej, banki i sklepy z używaną odzieżą.