poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Dziecinstwo smierdzi...

Pamiętacie jeszcze zapachy dzieciństwa? Zapachy tak samo upajające co wstydliwe, bo nienowoczesne, zapachy nieistniejące bo nie przystające od współczesnej rzeczywistości. Własny wyparty repertuar zapachów. Ostry zapach gnijących, skiszonych liści pól selerów i porów. Gnijące, ropiejące uszy psa, zapach wierności … i miłości. Zapachy rozsady młodych roślin wymieszany z zaduchem padłych owadów w cieplarce. Naftalina, amerykańska, w szafach u babci, mmmm… mój ulubiony. Tak powinieć pachnie luksus i (lub…) Ameryka. W wydaniu polskim zmieszany z dewocjonaliami spowitymi w zapach kadzidła.

Zapach świeżej ziemi, tak zbyt banalny, chyba ze wymieszany z jesiennymi głąbami kapuścianymi, scietymi, lekko zasuszonymi. Przechowalnia, ociekająca wilgocią, pachnąca jonagoldem i poprzetykana srebrnymi śladami pomrowików. Ale to już strefa wzroku.

Siano, stajnia, świeże drewno? Tak, ale szczególne, gdy przemycane do domu na sierści kota.

Sissel Tolaas podziela pogląd George'a Orwella, iż prawdziwe źródło różnic klasowych to wiara, że niższe klasy śmierdzą – piszą Wysokie Obcasy. Smród to kategoria kulturowa. Nic kulturowa.

Artykul o Talass w pelnej wersji na stronie NY Timesa.

http://www.nytimes.com/2006/08/27/style/tmagazine/t_w_1530_1531_face_smells_.html?_r=1&pagewanted=all)

Brak komentarzy: